poniedziałek, 29 lutego 2016

Wirus Mobilizacji, Taniec a kształtowanie się Nowoczesności (1455 – 1795) – recenzja (w połowie).




Na początku tego roku w księgarni kupiłam książkę w dwóch tomach, która mnie zdumiała i zadziwiła. Rzadko kiedy przecież w Polsce wydaje się dzieła poświęcone historii tańca – ostatnim takimi były publikacje Marii Drabowskiej i Ireny Turnau, ale były one zaliczane do podręczników dla szkół baletowych. Tymczasem nareszcie pojawiła się praca bardzo interesująca i ciekawa: Wirus Mobilizacji, taniec a kształtowanie się Nowoczesności (1455 – 1795), wydana została w dwóch tomach. Tom pierwszy. Dworskie kroki, poprowadzony został do końca XVII wieku. Tom drugi – Mieszczańskie gesty, odnosi się do XVIII wieku do roku 1795. Pracę wydało Universitas we współpracy Instytutem Muzyki i Tańca.


A. Caron, L de Heere, arras przedstawiający  bal na cześc posłów polskich, 1573

Autorem pracy jest dr.Wojciech Klimczyk, badacz kultury ( jak sam siebie określa we Wstępie). Jest już autorem kilku prac z zakresu socjologii kultury i obyczaju. Z życiorysu autora wynika, że jego pasją jest taniec i teatr wspólczesny. 
Jeśli mam być szczera do książki podeszłam z podejrzliwością, dopiero po przeczytaniu kilku stron zaczęłam się wciągać w tok myślenia autora, który mnie bardzo zainteresował. Niestety język ksiązki czasami jest przyciężkawy i dlatego uważam, że książka nie nadaje się dla początkujących interesujących się tańcem. Sam autor także ostrzega, że książka, to nie nowa kolejna rozprawa o historii tańca chociaż dużo elementów tam występuje ale jest  przede wszystkim spojrzeniem na taniec okiem badacza kultury, nie koniecznie tancerza – powiedziałabym raczej obserwatora i widza. W dużej części autor zestawia teksty Gugielma Ebreo czy Domenica z tekstami ówczesnych myślicieli, artystów i malarzy, analizuje więc teksty samych choreografów i ich teorię tańca z jakich prądów filozoficznych wyszła. Czasami pojawiają analizy styli czy kroków ale dotyczą one kontekstu kulturowego nie praktyki tanecznej.



Chcemy napisać historię tańca rozumianego jako ślad kinesis. Nie będzie to historia dzieł, choć i one się pojawią. Nie będzie to historia technik i stylów, chociaż i im oczywiście poświęcimy część uwagi. (…) Będziemy badać teksty kultury krążące wokół problemu ciała w ruchu. Piszemy tu nie tyle historię tańca jako takiego, ile historię kinetycznych idei, dlatego zajmujemy się tańcem w jego teoretycznej – przede wszystkim – odsłonie. Nie da jej się odseparować od praktyki. Byłoby to całkowicie sztuczne. (…) Na tekstach tanecznych, jednak nie możemy poprzestać, jeżeli mamy badać wyobrażnię kinetyczną. Taniec, co jest już dla nas zrozumiałe, stanowi wcielenie idei.



W pracy znajdziemy zatem sporo cytatów, tłumaczonych traktatów tanecznych chyba po raz pierwszy na jezyk polski, autor zebrał także dużą bibliografię na której czytelnik może później opierać swoje indywidualne poszukiwania. Bibliografia została podzielona tematycznie na taniec i filozofię a w tym na źródła i opracowania do poszczególnych źródeł. Książka jest także bogato ilustrowana i ma kolorowe wkładki.


A. di Buonaiuto, fresk (fragment) z bazyliki Santa Maria Novella, Florencja, 1366

A teraz czego mi brakuje w tej opowieści o tańcu. 
Autor skupił się na rozwoju tańca w Europie obejmując tylko Francję i Anglię. Szkoda. Brakuje mi tutaj zwłaszcza podręczników z niemieckiej kultury tanecznej i ich poglądy na problem tańca zwłaszcza w XVIII wieku, nie wspominając już o pracy Tauberta, która ma duże znaczenie dla niemieckiej i polskiej kultury tanecznej. Brakuje mi także odnośnika do polskiej kultury tanecznej. Rozumiem, że o tańcach w Anglii czy Francji napisano już wiele i nadal się to czyni, natomiast problem tańca w Polsce w ogóle nie jest poruszany, tak jakby nie istniał. Można było to zawrzeć przynajmniej w posłowiu czy anksie. Praca wtedy była dla mnie pełniejsza i rzeczywiście obejmowałaby całą Europę nowożytną.


Obraz w kolekcji MN w Gdańsku, przedstawiający bal, ok. 1660

Oprócz tych mankamentów wytknęłabym też miejscami bardzo trudny język ale to już mój osobisty problem, nie jestem obeznana z językiem filozofii a wydaje mi się, że język książki właśnie charakteryzuje te profesję.
 Książkę polecam dla tancerzy doświadczonych a przede wszystkim dla choreografów i twórców przedstawień, gdyż daje ona możliwość poznania genezy powstawania danych choreografii i nie popełnienia błędów w interpretacji danych tanców co nie jeden raz miałam okazję oglądać. Po przeczytaniu całości postaram się uzupełnic recenzję o drugi tom. 

Wojciech Klimczyk
Wirus Mobilizacji. Taniec a kształtowanie się Nowoczesności (1455 - 1795), 2 tomy, 
Universitas, 2015

P.S. Ponieważ piszę posty na tablecie mogą pojawic się błedy literowe oraz różne faktury pisma za co przepraszam. 

sobota, 13 lutego 2016

Szlichtada - taniec i inne gry.


C. Deruet, L'Eau ou l'Hiver, pocz. XVII wieku, Musee d'Orleans, Francja

Szlichtadę organizowali zazwyczaj ludzie młodzi, Dziewczęta przy pomocy starszych matron organizowały wystrój wnętrza oraz całą biesiadę. Jak podaje niezastąpiony pod tym względem Gołębiowski tworzono scenariusz imprezy czyli wyliczano ile ludzi jest potrzebnych, kto w jakiej kolejności będzie jechac, wybierano odpowiednią oprawę muzyczną, jeśli trzeba było wspomagano się pomocą w poczęstunku i urządzeniem gościnności tam gdzie ludzie byli ubożsi. Wyznaczano też przywódcę kuligu, który nim zawiadował. Zbliżający się kulig dawał znac przy pomocy muzyki, dzwonków i róznej maści fujarek. Gospodarz wychodził i witał się ze wszystkim goścmi i zaczynano biesiadę.

H. d'Ainecy, comte de Montpezac, Traineu, poł XIX wieku
Nie obywało się także bez tańców. Badacze kultury wymieniają kilka charakterystycznych tańców towarzyszących tej zabawie. Jak zawsze tańczono poloneza którym zaczynano zabawę taneczną. Tańczono takie tańce jak drabant, kujawiak czy mazur. Te dwa pozostałe tańce znane są jako tańce ludowe i ich wcześniejsza proweniencja jest słabo rozpoznana, do repertuaru tańców towarzyskich weszły dopiero w XIX wieku. Drabant jest za to tańcem zupełnie już nieznanym. Był to taniec, który miał nasladowac marsze drabantów (żołnierzy honorowych noszących halabardę, którzy pojawili się za czasów panowania Sasów), sam taniec pojaiwł się za czasów Agusta II Sasa. 
Drabantem zazwyczaj żegnano gości, figurami tego tańca przechodzono z przestrzeni tanecznej z dworu do sań. Podobno drabant utrzymał się w Krakowskiem i był tam elementem krakowskiego wesela w XIX wieku. Nie wiem czy nadal jest tam wykonywany? Nie zachowały się nuty do drabanta, nie znana jest muzyka a i kroki z pewnością nie są już te same - jakie pojawiły sie w tym tańcu na samym początku. 
Łączenie poloneza z drabantem czyli rytmów powolnych z szybkimi miało juz wtedy swoją dawną tradycję - wzorem jest łączenie renesansowej pawany z galiardą. 

Drabant łączony był też ze stryjanką tańcem - zabawy. Uważany przez badaczy także za taniec staropolski. Zygmunt Gloger tak opisuje stryjankę: 
(...) składał się z dwóch części, która jest rodzajem marsza rycerskiego i od draba czyli piechura wziął nazwę, oraz właściwej stryjenki, która jest właściwie rażnym mazurkiem, śpiewkami przeplatanym. Drabant miał ten przywilej, co i taniec polski, że go po wszystkich kątach domu tańczono, ze skrzypkiem na czele, który szedł przed pierwszą parą po całym domu i zabierał gości i domowników bez różnicy płci, wieku i stanu do tańca. Osoby poważniejsze szły tylko dopóki grano drabanta. Skrzypek, poczynając grac stryjenkę zapytywał: 
Co stryjenka robiła,
Kiedy sobie podpiła?
Pierwsza para odpowiadała do rymu wierszem, a jaką figurę zapowiedziała, taką wszsycy naśladowac musieli, gdy tymczasem starsi jako widzowie przyklaskiwali ochocie.  
Taniec - zabawa jak forma taneczna pojawiała się w XVIII wieku w kontredansach i kotylionach, byc może wpływ tych tańców przeszedł także do tych uważanych za staropolskie.

Obok rozrywek we wnętrzach domostw: tańców i gier towarzyskich, zajmowano sie także grami hazardowymi, jak to wspominam w pierwszej części. Zresztą okres karnawału służył takim rozrywkom. Kuligowi goście mieli także do dyspozycji tereny przy pałacu i dworze: bawiono się w śnieżki czy też na ślizgawkach.

Sanie w formie Pegaza, XVIIIwiek, Wiedeń? 

Sanie wg. projektu B. F. Moll,  1740 - 1750 

Ważna oprawą dla kuligów były sanie. Zachwycały przepychem i pomysłowością, malowane i rzeźbione, dekorowane dodatkowo wyściełanymi tkaninami i kobiercami. Sporo takich sań zachowało się do dziś. 

piątek, 5 lutego 2016

Szlichtada cz.1



Władysław Chmieliński, Szalona sanna


Karnawał to tylko jeden z okresów świątecznych który najbardziej lubię. Mogłabym każdego dnia chodzić na bale karnawałowe ale tylko w dawnym dobrym stylu a później wybrać się na prawdziwy kulig z zajazdem. Tak było kiedyś i uważam jednak, że te zwyczaje raczej już nie wrócą. Zarówno do kuligu jak i zabaw noworocznych potrzebne są umiejętności a jeszcze bardziej chęci a do tego jeszcze brak śniegu wyklucza zabawy z kuligiem. 

Nazwa szlichtada pochodzi od niemieckiego Schlitten, Karuselschlitten czyli sanki. Kulig jak podaje Gołębiowski jest nazwą zapożyczoną od laski zakończoną kulą, którą podawano sobie od domu do domu aby ogłosić kulig.* Stanowiła ona ulubioną zabawę nie tylko Polaków ale chyba wszystkich krajów Europy Północnej gdzie śniegu było dużo, co umożliwiało tego typu rozrywkę.  Gołębiowski w swojej książce o zabawach i grach w Polszcze  przytacza opis o jednym z bogatszych kuligów opisanych w źródłach staropolskich jakim był kulig zorganizowany w 1695 roku, jeszcze za czasów panowania Jana III Sobieskiego: 

Wezwane znakomite osoby zjechały się do pałacu Daniłowiczów, gdzie później biblioteka
Załuckich była. O 3 z południa trębacze dali sygnał, i cały orszak wyruszył, jak
następuje: 24 Tatarów konno ze służby królewicza Jakuba. Dziesięcioro sań po 4 koni
jeden przed drugim, czyli jak zowią „szydłem”, na każdych sankach inna muzyka, to jest:
żydzi z cymbałami, Ukraińcy z teorbanami, trębacze, fajfry, janczarowie zebrani z różnych
dworów. Następowały sanie okryte perskimi kobiercami, albo lampartami, sobolami i
różnemi drogiemi futrami. Koni było u każdych sań po cugu, strojnych w pióra, szuby,
kokardy, kutasy, na każdych saniach państwo, po kilka osób płci obojej, a około sań
młodzież dworska konno. Takich ekwipałów było 107, trudno dać któremu z nich
pierwszeństwo, bo wszystkie celowały doborem koni, kosztownością futer i liberyi,
osobliwie hajduków. Na końcu były sanki w kształcie Pegaza: siedziało w nich 8
młodzieńców, którzy rozrzucali wiersze ułożone już dawniej przez Ustrzyckiego i
Chrościńskiego. Zamykał tę paradę oddział drabantów. Wszyscy goście zajechali naprzód
do dworu Sapieżyńskiego, potem do księżny Radziwiłłowej, siostry królewskiej, potem,
do wojewody Potockiego, do młodego księcia Lubomirskiego, do pana kasztelana
lubelskiego, i do Ujazdowa. Gdzie tylko przybyli, zaraz gospodarz oddał klucz do
piwnicy, a gospodyni do spiżarni. Każdemu z gości wolno było do uczęstowania brać
wszystko podług woli. Wszędzie grała kapela; tańczono chwilkę, i ruszano dalej. Ostatni
zajazd był do Wilanowa, gdzie oboje królestwo Ichmość, byli gościom radzi z całego
serca, częstowano wszystkich, a nawet służbę dworską, co trwało do późna. Cały orszak
wracał przy pochodniach których było 800.**

Bawiły się w ten sposób dwory arystokracji jak i szlacheckie. Barwny korowód sań musiał pięknie odznaczać się na tle słonecznej srogiej zimy.  Szlichtada była częścią karnawału, tam gdzie zima nie pozwalała na wychodzenie w barwnych strojach na powietrze kulig stawał się znakomita alternatywą. Przybierano zatem powozy, tak jak powyżej sanki mogły przypominać konia ze skrzydłami. Towarzyszyła temu muzyka i gwar wesołości. 


W zamyśle była to towarzyska zabawa ale często stanowiła on kłopot dla tych, którzy widzieli w niej raczej napad na gościniec przez sąsiadów żądnych dobrego jedzenia, picia i zabawy: 

11.Januarius A. D. 1663 A już ja się spodziewał, zaledwo mrok — walą się sanie jedne na wyścig z drugiema, krzyk, pisk, kapela i cymbały—ano kulig.  Państwo Sęstwo, Pani Łowczyna z półsetkiem dzieci jak sosny , Państwo Woyscy, Pan Regent, a zaraz woła jeść.  Objedli nas tedy i opili. Była trocha miodu, pare garcuszków wina, wszystko wysuszono.— A co hałasu, wrzawy, pisku! a ja tego niezwyczajny.
 
12. Feralis, Czeladź gościnna ukradła kubek ze srebra pozłacany, stłukli dziesięć misek, a szklanek butelek bez liku. ***

Także zabawa zabawą ale można się domyślić, że sprawiała ona wiele problemów zaskoczonym gospodarzom a niektórzy byli wręcz terroryzowani. Henryk Garawecki w swojej pracy podaje przykłady jak niektórzy rzeczywiście byli uciążliwi w organizowaniu tego typu przedsięwzięć:
Starościna uprzedziła kasztelanową, że ją napadnie z licznym weselem wiejskim, ze zabawę tę co najmniej w sto osób wyprawi. Spotkawszy się z ojcem autora [Kajetan Koźmian] Pamiętników,

Andrzejem Koźmianem, sędzią ziemskim lubelskim, poważnym, obywatelem, tak długo naprzykrzała mu się i molestowała go, aż zgodził się wbrew swoim surowym obyczajom i zasadom, by synowie jego wzięli udział w kuligu (...)

  Czekaliśmy — pisze Kajetan Koźmian - aż do wieczora, już w kilkanaście sani zebrani, gdy dopiero zmierzchem wszczął się od austerii wronowskiej krzyk, wrzawa, śpiewy i odgłosy muzyki na dętych instrumentach, trzask biczów i jak jaki huragan ta burza z trzydziestu sani złożona opadła przed gankiem. Dom ledwie mógł pomieścić ten tłum, udający pijanych chłopów, skaczących lub taczających się po pokojach.****


Z powodu że kuligowe zajazdy bywały niebezpieczne, częste pijaństwa i wszczynanie awantur - wielu uważało kulig za zabawę prostacką w przeciwieństwie do Gołębiowskiego, który uważał  idealistycznie tę zabawę jednoczącą zarówno wrogów jak i przyjaciół. Za to już w połowie XVIII wieku pojawiały się krytyczne opinie na temat kuligów. Wg. Encyklopedii Staropolskiej Zygmunta Glogera w 1773 w numerze 22 wydrukowano tajemniczą Przyganę kuligowym zajazdom (niestety nie znalazłam jej w Monitorze, w tym numerze jej nie ma albo brakuje kilku kartek?). Czy był to pastisz czy rzeczywiście przygana czyli uwagi o złych nawykach kuligowych stwierdzić nie mogę. Natomiast temat kuligu wziął na warsztat Józef Wybicki – napisał on znaną sztukę pod tym samym tytułem. Kulig  jako komedię teatralną wystawiono w 1783 roku, reżyserował ją sam Wojciech Bogusławski i jak na ówczesne czasy była bardzo popularna. Jak można się domyślić sztuka ta wystawiana była w okresie karnawału w latach 1783, 1790, 1791.***** Jak sam pisze Bogusławski w  Dziejach Teatru Narodowego: (…) i oryginalna, przedziwnie narodowe obyczaie malująca Komedyia wierszem Wybickiego: „Kulig” przynosiły Publiczności przyiemną zabawę.
Wybicki piętnował w sztuce za pomocą kuligu przywary polskiej szlachty, awanturnictwo, nadmierne pijaństwo, hazard (występujący podczas zabaw zwłaszcza redutowych oraz podczas kuligów), nie przestrzeganie prawa i jego brak, w tym uprzedzenia, zachowanie status quo, brak znajomości prawa wśród chłopów i wykorzystywanie go dla korzyści majątkowej magnaterii oraz jej hulaszczy tryb życia.

 
* Ł. Gołębiowski, Gry i zabawy różnych stanów, Warszawa, 1831, s. 125
** Ibidem, s. 122, 123
*** Wanda Tygodni Mód i Nowości, Starożytności mody. Notatki znalezione w starym kalendarzu z r. 1663, 1830, nr. 15
***** Dramaty Józefa Wybickiego pod red I. Kadulskiej, t. 1, Gdańsk, 2013, s. 28